, ,

Tydzień w Szwecji

1:39 AM

Pierwszy tydzień za mną. Nie był to najłatwiejszy czas, ale udało mi się przebrnąć przez masę potyczek językowo-kulturalnych i wiem, że teraz może być już tylko lepiej. 
Zdąrzyłem się przyzwyczaić do nowego środowiska i małej wsi. Co zasługuję na wspomnienie, to na pewno całkiem inny obraz stereotypowego Szweda, który zawsze był mi przekazywany zarówno w Polsce i w Niemczech. Na szczęście wiekszość osób okazała się sympatyczna i przyjazna. Może to mieć związek z rodzajem szkoły, w której przebywam, ale nie będę ukrywać, że bardzo mi się podoba. Coś nowego po "uprzejmych, zawsze uśmiechniętych" paniach ze słubickich akademików oraz niemieckich dziekanatów we Frankfurcie.
Zdążyłem już wydać miliardy dolarów na jedzenie, ale jedna rzecz w Szwecji jest zawsze tania! Płyty z Melodifestivalen! <3
Biorę!


,

Hej Szwecjo!

2:11 PM
W piątek doleciałem najpierw do Danii a kilka godzin później jadąć przez most Öresund wkroczyłem na szwedzkie ziemie. Znowu mnóstwo natury i szwedzkie lato rozpieszczało me spocone ciało. Zmęczony i zniszczony psychicznie dotarłem wreszcie do swojego pokoju.

Oto moja nowa willa. Na sam przyjazd poznałem bardzo sympatycznych Szwedów. Na szczęście żaden z negatywnych stereotypów jeszcze się nie sprawdził i wszyscy byli otwarci mimo moich ubogich zdolności językowych. 
Choć jestem odcięty od świata zewnętrznego w połaciach szwedzkiej jungli nie mogę narzekać, gdyż sama natura wynagradza wszystko. 
Widok z okna.
A teraz do ciekawostek i historii.
Wchodzę sobię na salę, widzę karteczki do podziału na grupy zajęciowe. Oczywiście jeszcze dzień wcześniej nie wiedziałem jaki kurs robię - typowy ja. Na szczęście odnalazłem kartkę z napisem KULTUR/KREATIVA MEDIER tak zwany kokoem (coco dance), usiadłem i czekam. Inne stoły zapełniają się grupami po 20-30 uczniów, a ja nadal sam. No to sobie pogadałem... myślę.
Po chwili pojawiły się jakieś zaginione szwedzkie dusze, które strasznie nieśmiało podeszły do stołu zagadując na lajcie, tak jakbym ich rozumiał. W tym momencie włączył się tryb JAHAJU. Tryb ten oznacza sprawianie wrażenia ogólnego zrozumienia, co się do Ciebie mówi, mimo iż nie rozumie się ani słowa. W trybie JAHAJU najczęstą odpowiedzią z moich ust było Ja - Jaha i Ju. Typowe potwierdzenia niezrozumiałych fraz. Na szczęście mam grupę, w której mogę popitolić, gdyż ludzie są niesamowicie mili. Rozumieją to, że jestem językowym odludkiem i bardziej improwizuję niż współpracuję.
Wracając do tyułu posta, ostatni obiad jedzony przeze mnie zawierał na talerzu wędzonego łososia, kurczaka, ziemniaki ze śmietaną, sałatkę, surowe wegańskie kartofle, kawałki melona i arbuza oraz chleb z naprawdę pyszną margaryną (sic!). Wszystko popijane szwedzkim cydrem 0.3%, co sprawiło ten niesamowity wieczór party życia. Jedząc taką mieszankę, mimo jej nienagannego wykonania i okropnie pysznego smaku, wiadomo było czym to się może skończyć. Szwecjo dbaj o moje ciało - nie chcę katharsis.
Dziękuję Grimslöv za tak sympatyczne przyjęcie. To będą niezapomniane 4 miesiące.
A na koniec szafka dla prawdziwego syfiarza, którym jestem JA. Tam nie da się zrobić nieporządku. Wreszcie! 
Perfekcyjny Pan Domu!

"Hela livt är ett experiment och ju mer vi experimenterar desto bätre blir livet"

Do zobaczenia Słubice/Auf Wiedersehen Frankfurt (O)

1:23 PM
Dokładnie tydzień temu wyprowadziłem się ze Słubic. Tym samym zakończyłem również ponad 3 letnią przygodę z Frankfurtem nad Odrą. Studia, praca, znajomi, mnóstwo wspomnień. Czas jednak iść do przodu i nie warto wracać do przeszłości zbyt często. Należy cieszyć się chwilą.
Dzięki tej przygodzie poznałem mnóstwo ciekawych i wyjątkowych osobowości, znalazłem przyjaźń na całe życie, pozwoliłem sercu załomotać (rzygamy tęczą <3) oraz spełniłem wiele celów. Co nie zmienia faktu, że spoglądając na Słubice jest to najbardziej zasyfione, zawalone reklamami, nieprzyjemne miasto Polski. Nie będę tęsknić za nieprzyjemnymi ekspedientkami w sklepach, za kelnerami chcącymi na każdym kroku wydymać mnie na kasie, hasiokami i pijakami zaczepiających mnie na Zigarettenstrasse, Kurzem Welly i jego beznadziejną koncepcją Nowej Ameryki zaśmiecającą plac Mostowy (ale o tym w innym poście), odbiorcami Hartz-IV jeżdżącymi busem 983 do Słubic po fajki, alko i bóg jeden wie co jeszcze.
Do drugiej strony granicy mam jednak większy sentyment. Frankfurt, mimo, że opustoszały i zalany plagą emerytów jest tą lepszą stroną medalu, dzięki której można jakoś na pograniczu przeżyć. Czas wreszcie to stwierdzić, że Słubice bez Frankfurtu byłyby wielką wsią zabitą dechami. Nikt nie chciałby tam mieszkać gdyby nie Uniwersytet Viadrina oraz możliwość dorobku u naszych zachodnich sąsiadów. Kontrowersyjnie? Prawdziwie.
Podczas moich ostatnich dni na pograniczu miałem okazję zrobić kilka fajnych zdjęć, które w kolejnych postach będę tu bliżej opisywał.

Bo taniej, to idę.
BeachOder albo OderStrand - Byłem, widziałem, nie wrócę.
Z tej lepszej strony <3 na tą gorszą.
Jedziemy po tanie żarcie nach Polen!




Popular Posts

Like us on Facebook